piątek, 23 maja 2008

Hugh Grant.- przystojny komik na skraju załamania..


Podstarzały, zaniedbany, z topniejącym kontem, co wieczór wypija butelkę szkockiej, by jakoś dotrwać do rana. Kobiety go opuściły, reżyserzy przestali dzwonić.
Londyn, ekskluzywna dzielnica Notting Hill. Dochodzi jedenasta, gdy w drzwiach jednego z domów ukazuje się twarz kompletnie wyczerpanego faceta. Zmarszczki, podkrążone oczy, trzydniowy zarost, włosy, które wyglądają tak, jakby od miesięcy nie widziały grzebienia... Gdyby nie charakterystyczna sylwetka, trudno byłoby rozpoznać, że to ten sam Hugh Grant, za którym jeszcze kilka lat temu szalały kobiety i którego styl ubierania się i bycia naśladowali mężczyźni. Elegancki, dowcipny brytyjski dżentelmen znikł gdzieś bezpowrotnie. Na twarzy Hugh pojawił się za to nowy wyraz – wściekłości, skierowany w kierunku czyhających na niego paparazzich. Za chwilę, jak niemal co dzień od kilku miesięcy, najpierw padną z jego ust przekleństwa pod adresem fotoreporterów, potem wyrwie któremuś z nich aparat i będzie próbował skopać mu tyłek. W wieku 48 lat Hugh wpadł w głęboką depresję. Jest w stanie kompletnej rozsypki. Doszedł do takiego momentu w życiu, w którym musi sobie odpowiedzieć na pytanie: co dalej? I wyraźnie widać, że to pytanie go przerasta.

Na tapczanie leży leń...
Jeszcze niedawno brytyjskie maniery, charakterystyczne zająknięcia i oczy zranionego spaniela wołające: „Ratuj mnie!” sprawiały, że wszystko przychodziło mu z łatwością. Im więcej krążyło dowcipów na temat niezaradności życiowej Granta, tym stawał się sławniejszy i bardziej lubiany. Mówiło się nawet, że Hugh osiągnie szczyt popularności w momencie, gdy w ogóle przestanie grać i wychodzić z domu.

Jednak jego młodzieńczy urok przeminął i skończyła się dobra passa. Hugh nie dostaje już takich propozycji jak kiedyś. „W ciągu ostatnich dwóch lat zagrałem tylko w trzech filmach, które przeszły bez echa”, zwierzał się niedawno ze smutkiem. Jednak zamiast zrobić coś ze swoim życiem: uczyć się aktorstwa, pisać scenariusze czy choćby reżyserować, by zabezpieczyć się na przyszłość, wciąż przechwalał się swoim lenistwem i twierdził, że tym, co pasjonuje go najbardziej, jest nicnierobienie. „Nie znoszę aktorstwa. To najnudniejsze zajęcie na świecie. A praca w teatrze jest jeszcze gorszą męką niż w filmie. Robię to jedynie dla pieniędzy”, mówił bez żenady, zrażając sobie nawet tych reżyserów, którzy być może jeszcze daliby mu szansę. Hugh był leniwy do tego stopnia, że przez ostatnich 20 lat nie zmienił nawet fryzury. Mimo że od pewnego czasu strzyże się już znacznie krócej niż kiedyś, serwisy internetowe, które zajmują się życiem gwiazd, nadal wśród jego znaków firmowych wymieniają brytyjski akcent i opadającą na czoło grzywkę.W końcu więc nawet kobiety, dla których do niedawna był tak atrakcyjnym kąskiem, przestały się nim interesować. Na młode dziewczyny wciąż może liczyć. Zdjęcia z szampańskiej zabawy, w jakiej Hugh wziął udział na uniwersytecie szkockim w St. Andrews (tej samej uczelni, na której studiował książę William) dwa miesiące temu, mówią same za siebie. Gdyby nie nadmiar alkoholu we krwi, Hugh mógł mieć każdą z nich. Jednak na związek z kobietą tej klasy, co była żona pakistańskiego krykiecisty i polityka, Imrana Khana, Jemimą, już chyba nie ma co liczyć. Gdy Hugh związał się z Jemimą Khan, spodziewał się, że nowa przyjaciółka będzie równie zakochana w nim i pokorna jak jej poprzedniczki. Żartował: „Moje kobiety są jak niewolnice. I nawet na chwilę nie mogą zapomnieć o podziwianiu mnie, bo potrzebuję tego jak powietrza. Inaczej nie wytrzymałyby trudów życia ze mną”.

Początkowo Jemima uległa urokowi Hugh. Zafundowała mu nawet bajeczne wakacje. W ciągu dwóch lat zwiedzili razem niemal wszystkie kurorty świata: szusowali na nartach w St. Moritz, opalali się na bajecznych plażach Karaibów, robili zakupy w ekskluzywnych butikach Rzymu i próbowali najlepszych win w południowej Francji. Hugh miał więc to, czego zawsze pragnął: nie robił nic i pozwalał się rozpieszczać młodszej o 13 lat, bardzo bogatej i atrakcyjnej kobiecie. Przy okazji nie omieszkał systematycznie przypominać o swojej niechęci do stałych związków i do dzieci, by nie budzić w Jemimie przesadnych oczekiwań. Mówił: „Gdy pomyślę, że miałbym mieć dzieci, jestem przerażony. Nie lubię dzieci, bo nudzą mnie już po kilku minutach rozmowy”. I wierzył chyba, że taki układ może trwać w nieskończoność. Spotkało go jednak ogromne rozczarowanie. „Jemima, która spodziewała się, że Hugh po kilku miesiącach wakacji zabierze się do pracy, po dwóch latach leniuchowania zaczęła się niepokoić”, zdradzili jej przyjaciele. Aż w końcu postawiła mu ultimatum: albo on wydorośleje, albo ona odchodzi. Zdesperowany Hugh poszedł do jubilera, kupił pierścionek z brylantem i padł jej do stóp. Jednak zamiast podskoczyć z radości do sufitu, Jemima dała Grantowi kosza. „Cóż, nie planuję ślubu z Hugh w najbliższym czasie”, stwierdziła w wywiadzie dla GMTV. Po czym 16 lutego 2007 roku rzecznik prasowy aktora Robert Garlock potwierdził, że para rozstała się ostatecznie.

Nawet jednak to nie otrzeźwiło Hugh do końca. Może miał nadzieję, że los będzie go już tak rozpieszczał do końca życia? Mówił: „Samotny mężczyzna? A cóż to takiego? A tak poważnie, myślę, że dla nas samotność nie jest tak bolebolesną sprawą jak dla kobiet. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że czuję się fantastycznie, wracając z pracy do pustego domu. Może gdy samotnie dotrwam do siedemdziesiątki, zrozumiem wreszcie tragizm swojej sytuacji? Może pewnego dnia zajrzą do mnie sąsiedzi zwabieni kłębiącymi się stadami much i znajdą moje ciało zjedzone do połowy przez owczarka alzackiego? Jednak na razie mnie to nie martwi. Kiedy mam gorszy dzień, robię sobie drinka i już mi lepiej”.Ostatnio do Hugh zaczęło jednak docierać, że dłużej tak się nie da. Aktor był w tak złym stanie, że zajęła się nim była dziewczyna Liz Hurley. Obecnie żona hinduskiego milionera Aruna Nayara zabrała Granta na wakacje na Seszele i opiekowała się nim jak dzieckiem. Donosiła mu zimne drinki i głaskała po głowie. To nie zdało się na wiele, bo depresja Hugh nie jest sprawą przejściową. Nie chce mu się pracować, jest jednak za młody i za biedny, by spędzić resztę życia na kanapie. Dwadzieścia trzy miliony dolarów, jakie uzyskał ze sprzedaży portretu Liz Taylor autorstwa Andy’ego Warhola, przy utrzymaniu dotychczasowego poziomu życia nie starczą na długo. Hugh wie już więc, że musi wydorośleć. Tyle że jest to dokładnie to, czego nie udało mu się zrobić przez całe życie.

Brak komentarzy:

Archiwum bloga